sobota, 17 października 2009

Pół Całego Keczupu - Ojro-Trip #1 - Poczdam

"Die Hälfte der gesamten Ketchup", lub jakoś tak, gehen nach Postdam - Czyli Ojro-Trip w kolorze Pół Całego Keczupu.

Tytuł roboczy: "Hołek ty chuju!", w skrócie "Ale wiecie co? Znam skrót.".

Ale powoli, przecież nie można zacząć wycieczki od połowy trasy.
Wszystko zaczęło się jeszcze w Szczecinie kiedy to Tomek, zwany dalej Mikołaj, zwany również Maciek (nie wiem skąd mi się to wzięło), zaprosił mnie na wyjazd na koncert PCK w Poczdamie. PCK na koncert zostali zaproszenie dzięki Steffi, która słyszała kilka kawałków będąc w Polsce. Lokal w Poczdamie z tego co zrozumiałem moim niedouczonym niemieckim, miał być zamknięty, ale aby pokazać, że jeszcze żyją i aby zachęcić ludzi do przyjścia, zapraszają zespoły na koncerty wynagradzając przyjazd duuużymi ilościami piwa i kanapkami :D oraz zwrotem za paliwo :P

Pierwsza faza wyjazdu to przeprawa przez Szczecin, spod akademika zwanego również "Slamsami" (na mapie punkt A) wyjechać mieliśmy jeszcze po koleżankę na Niebuszewo (H) czyli w przeciwną stronę od zamierzonej. Wyjazd chwilę po 13, a może 14 przerodził się w dłuuuugie przeprawianie się przez miasto, trasę przeprawy pokazać starałem się na mapce poniżej. Z Niebuszewa (H) jechaliśmy znowu pod akademik (A) bo tamtędy mieliśmy pojechać skrótem na wyjazd ze Szczecina, po drodze jeszcze było trzeba zahaczyć na stację po piciu dla nas i dla naszego bolidu, pięknego czerwonego, nie pierwszej świeżości Cieniasa po przejściach. Czasem kaszle i milknie, mało pije, duży z chłodnicy wypaca, ale jedzie :D
Niestety jak to ze skrótami bywa, wcale nie są skrótami, przed Podjuchami w punkcie (O) mieliśmy skręcić w stronę Hotelu Panorama i wskoczyć na Płonia, ale kierowca postanowił jechać przez Gryfino (P) toteż nici ze skrótu i zaczęli mi docinać, że "znam skrót".
W Gryfinie fazowy widok, korek od kościoła w centrum aż po Żurawki, a raczej Żarówki, jak to zwykło mówić. Korek pewnie spowodowany remontem drogi z Dolnej Odry i każdy z pracy wraca główną. Ehh ci drogowcy, zawsze remont w chwili kiedy najbardziej zdenerwuje kierowców (czyli zawsze :P ).
Z Gryfina wyjechaliśmy, dojechaliśmy do miasta/wioski Banie, tam zaraz za tablicą miejscowości zastałą nas mgła, nie duża ani gęsta, ale ciężko było jechać zważywszy na powstające krople na szybie, zwłaszcza, że Cienias pędził astronomicznie szybko 80/h i dodając gazu zwalniał.
Oczywiście musiała być przygoda z wyprzedzaniem, a jakże inaczej. Przyszło nam wyprzedzać małą ciężarówkę. Zważywszy na naszą prędkość i dławienie się Cieniasa przy naciskaniu gazu, kierowca ciężarówki musiał mieć z nas niezły polew jak przez około 1km jechaliśmy równo z nim, nie licząc już długości drogi przez jaką próbowaliśmy wyrównać z nim no i zjechać na swój pas, tak, tak, a wszystko na pasie kierunku przeciwległego. Strach, w oczach, śmiech na ustach, co za przygoda. Na szczęście jakoś dojechaliśmy na miejsce a wieczorem to już standard opowieść z piwem i dartem w tle, więc nie ma co tak naprawdę opowiadać, poza tym, że Mikołaj kazał dopisać, że wygrał jedną partię w darta, jakimś cudem to mu się udało, a niech ma :P
Aha, miał być jeszcze Gregor, ale przed 22 już kapitulowaliśmy aby się wyspać na sobotę, a on przyszedł właśnie o tej porze, a spotkaliśmy go w drzwiach Winiarni jak pstrykał laski, znaczy robił im zdjęcia bo jedna z nich miała w sobotę stracić to co w życiu najcenniejsze, tfu, znaczy nie ona a jej wybranek losu, bo miała założyć mu GPS na palec, czyt. ślub. Gregor nie pocieszony swoim spóźnieniem poszedł ze mną na jeszcze jedno, potem już było tylko plenerowe piwko na torach, co też nie trwało długo ani też głębszych filozoficznych teorii nie opracowaliśmy.

Koniec piątku. Poniżej jeszcze mapka z trasy naszej podróży skrótami :P

Szczecin - Myślibórz

Wyświetl większą mapę


Czas na sobotę.

Sobota kacem nie przywitana bo i po dwóch czy trzech piwach ciężko, ale za to wielkie pakowanie i oczekiwanie na wyjazd. Mikołaj napisał mi adres klubu, nie kazał zapisać, ale nie miałem ani kartki ani pisadełka toteż zapisałem na swój sposób :P Poniżej też jest mapka co i którędy, takie zboczenie po otrzymaniu nawigacji od kuzyna (dzięki kuzyn za pomoc, spoko, navi działa i nic się nie stało z nią).

Z tego co mówili to koncert miał być na 20, więc i ok. 19 trzeba być na miejscu, po drodze należy przewidzieć kilka postojów na piwowe siuśki czy inne tankowanie oraz przeprawę przez miasto i szukanie "gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom". Biorąc wszystko pod uwagę wyjechaliśmy ok. 15, na Łużycką (A) podjechał po mnie Mikołaj nie swoim perłowo-wiśniowym Peżotem 406, no właśnie, ten sam model co w filmie TAXI, lecz nie miał wyczesanego pulpitu rodem z samolotu, ani też skrzydeł, chociaż fakt, wygodna fura i komfort jak w liniach Poliś-erłejs w 2050 roku, czyli mega. Ulokowałem się na miejscu pasażera z przodu bo miałem aparat aby robić foty i nawigację abyśmy się nie zgubili. Na miejscu zajechać mieliśmy jeszcze po perkusistę i gitarzystę, lecz na zakrętach coś zaczęło zgrzytać, podjechaliśmy pod chłopaków (B) i okazało się, że opona kompletnie sflaczała, szybko małą pompka pod zapalniczkę i jedziemy z powietrzem, hmm ujowo jeśli opona przepita. No, ale road-trip nie byłby road-tripe gdyby wszystko szło dobrze :P
No nic, trzeba jechać, podjechaliśmy jeszcze na stację (C) aby pierdnąć we wszystkie oponki i okaże się w drodze czy trzeba zawracać po inne auto czy damy radę.
Oczywiście zespół nie byłby zespołem gdyby jadąc nie pił :P

Także kilka piwek później byliśmy już w Dębnie w punkcie (D) mieliśmy się spotkać z dwoma pozostałymi członkami zespołu, którzy mieli jechać drugim samochodem, a że mieli jeszcze masę sprzętu to jechali tylko we dwoje. Podjechaliśmy na umówione miejsce i kolejna przygoda czekała już za rogiem, ledwo wysiedliśmy, oczywiście dwóch z nas z piwem w ręku i podjechał radiowóz :D Wysiada z niego ..... nikt inny jak znajomy, ale pisać kto to nie będę, chyba nie wolno i zdradzać danych nie mam zamiaru. Oczywiście światełka i pytanie, "panowie, a co tam pijecie? wiecie, że za to jest 500zł?"
Uśmiech na twarzach, ale sytuacja poważna. Oczywiście nadmienię, że nie pili, a tylko wysiedli z samochodu z puszkami w ręku, podróż długa a pęcherz nie sługa, bo trzeba dodać, też, że 'jeden oddawał mocz a drugi rzucił puszkę na ziemię' (a wszystko chyba mi się przyśniło i taka sytuacja nie miała absolutnie miejsca, to tylko scenariusz na kolejny wpis, chyba :P). Wynikiem imprezy były dwa mandaty dla naszych za "sikanie w miejscu publicznym", a drugi "za zaśmiecanie" i tak z możliwych dwóch mandatów po 500zł zrobiły się dwa po 50zł :D no, ale każdy dobry zespół musi mieć jakąś recydywę u siebie i tak się właśnie stało. Pierw opona, teraz policja, co dalej ???
No no, zapomniałbym, jeszcze focie :D



I tylko biedny Mikołaj i ja nie piliśmy, no i dobrze, szkoda kasy na mandaty za niemoralne zachowanie w miejscu ublicznym, ale za to śmiać się z tego będziemy zawsze :D będzie co wnukom opowiadać na święta.

Zapomniałbym, że musi być jeszcze jakaś gangsterska focia z policją w tle :D

Pamiętaj Majki, w miejscu publicznym oddawaniu moczu mówimy stanowcze nie!

Po krótkim powitaniu, przyjeździe policji i wyniku meczu 100zł:0 czas wyruszyć dalej.


Kolejny stop to stacja paliw w Kostrzynie nad Odrą (E), czyli zakupy i tankowanie jeszcze za złotówki, no i trzeba było jeszcze popatrzeć jak laski na myjce cycami prężą nam po szybie, takie skąpo ubrane i całe w pianie cieknącej po gładko ogolonych nogach długich aż po samą ziemię :P

Ok, lasek może nie było, ale i tak Mikołaj mnie zabije za ten opis.
Jeszcze tylko przejazd przez Odrę i już jesteśmy w cywilizacji.

Punkcik (F) to oczyszczalnia ścieków, radzę jechać przy zamkniętych oknach obok tego obiektu, a radzę dobrze.
Byłem rozczarowany, że nie jedziemy przez Seelow, byłem tam ostatni raz lata temu i pamiętam, że ładne to miasteczko było, ale niemcy postanowili zrobić obwodnicę i jechaliśmy jakimiś nowiuśkimi drogami, w punkcie (G) zobaczyliśmy wiatraki, tfu, Kuba mnie zabije a zabije jak tylko będę oddawać navi, tak tak, to są turbiny wiatrowe firmy Vestas, dla której Kuba pracuje.


Jadąc obok mieliśmy jęzory za szybą i nawet obiecałem sobie, że porobię foty jak będziemy wracać w dzień jak będzie jasno, a nie późnym popołudniem. Jak się jednak okazało, wracając wcale ich nie widziałem, ale o tym dlaczego i jak, później.

Jak to później bywa jadąc i pijać, musieliśmy robić kilka postojów, z braku miejsca na siuśki, zatrzymaliśmy się w jakiejś wiosce (H) gdzie wskakując w zarośla zaraz obok domu jakiegoś Hansa koledzy oddali mocz i rura bo nas widłami zabiją.
Zaszokował nas widok drogi jaką mieliśmy nieprzyjemność jechać zaraz za tą obszczaną wioską, to chyba kara za lanie pod czyimś domem. Ta droga od (H) aż do autostrady 12 to jakaś pomyłka, u nas jak jedziesz pofałdowaną drogą można bansować w rytm regge, u nich zła jakościowo droga to raczej telepanie się na loveparadzie w rytm ostrego techno.
Udało się w końcu dojechać do autobahna, ale takiego z ograniczeniem 120, nie byłoby źle gdyby nie remont (bo zawsze musi być jakiś remont) i ograniczenie na dość sporym odcinku do 60. No i jadąc 60 zgubiliśmy naszych bo wlekli się chyba z 20, zwolniliśmy do 30 i dalej nie było za nami nikogo widać. No nic, nie chce mi się o tym opowiadać bo nie warto. Był też postój na MOPie, siuśki trza oddać, postój i mówię Mikołajowi, że ostatni zjazd na MOPie to osobówki, niestety tak mnie słuchał, że wjechał na parking dla osobówek z przyczepkami i tirów. No nic, stoimy i jazda do WC, a tam szok, wody się nie da spłukać :D trzeba przyłożyć rękę do pulpitu, ale go nie dotknąć :P woda w tranie też na przycisk, a że przycisków 3 (suszenie, woda, mydło) to 6 łap w tym sterczy i każdy robi co innego :P jak dobrze, że najlepszą suszarką są własne spodnie.
No grubo się zrobiło jak odpocząć wypadało i podjechał radiowóz autobańskiej policji i już strach w gaciach, bo stoimy nie na tym parkingu co trzeba, banda rockowa nie wygląda najlepiej w oczach społeczeństwa, ehh, zwolnili, grubo się zrobiło i podjechali kawałek dalej, uff, nie wysiedli, fart będzie jak ruszymy szybko z tego miejsca i nie pojadą za nami :P Udało się ;)


Wjazd na Berliner-ring i brak ograniczeń :) też nie odczuliśmy :( ale o tym też nie opowiem.
Kilka utworów później, dojechaliśmy w końcu do zjazdu na Postdam, miasto nocą może i piękne, ale Hołek nas zawiódł. Kazał skręcić w lewo a tam zakaz, pojechaliśmy kawałek dalej, aby zawrócić i skręcić wtedy w prawo, lecz okazało się, że remont i wjazdu nie ma wcale. Pojechaliśmy kawałek dalej, telefon do Steffi i powiedziała, aby jechać tą drogą na której stoimy, Hołek się poprawił i zamiast 500m tamtą zamkniętą drogą kazał jechać 1500m inną. Dojechaliśmy na miejsce i okazało się, że ulica w ogóle jakaś dziwna, wjechaliśmy w nią boczną z zakazem ruchu, a sama docelowa jest jednokierunkowa od połowy, pojechaliśmy pod adres a tam cisza i nic, same jakieś ruiny, powybijane szyby, o fuck, co my tutaj robimy, znowu telefon i Steffi mówi, aby się cofnąć, hmm? pod prąd, Polak potrafi :P A wszystko na mapce poniżej.

Myślibórz - Postdam

Wyświetl większą mapę

Ale się rozpisałem a to dopiero połowa przygody.

EDIT: Znalazłem plakat imprezy, także dodaję.

EDIT: Na stronie POWER'ów znalazłem też zdjęcie jak to miejsce wygląda za dnia :D


Na miejscu zespół poszedł ze Steffi zostawiając nas przy samochodach, co za ludzie, ciemno, głucho, aż strach gdzieś się ruszać, poszliśmy kawałek na zwiady, a tam jakiś pijany Niemiec gada z drugim, no ok, to musi być gdzieś niedaleko, lecz nic, wracamy, nie wiemy gdzie poszli, lepiej od samochodów się nie ruszać za daleko. Po kilkunastu minutach przyszedł Mikołaj i z kierunku gdzie widzieliśmy dwóch Niemców, co nas przeraziło bardziej, z tamtego miejsca było słychać krzyki "Meine flasche", podszedł Mikołaj i mówi, że tam jeden nawala drugiego butelką po łbie, o kurwa, gdzie my jesteśmy.
Mikołaj zabrał nas na miejsce, okazało się, że byliśmy obok, ale ciemno i głucho było. Budynek okazał się, hmm, ciężko to opisać, ale ruderą do rozbiórki :P miał klimat, miał.
Fakt, lokal był, na dole scenka, bar itd. A my idziemy na górę, a tam szok, okazało się, że zamiast obiecanych warunków do spania były, ehh :D hardcore na maxa. Łóżka piętrowe, jacyś ludzie grzejący się przy piecyku gazowym, którzy okazali się pozostałymi zespołami. Ale było też kilka skrzynek piwa, picie, jedzenie itd. Oraz jeden kolega z jakiegoś zespołu, który nawalony jak meserszmit siedział na łóżku bez spodni bo one się suszyły, tak tak, zlał się w gacie :D O mamo, gdzie my jesteśmy.

A to w środku to Steffi, dziewczyna, która nas tam zaprosiła a Mikołaj baaardzo ją polubił, wszyscy jednak uważamy, że za bardzo, a i nie należy wiązać z kimś nadziei po kilku-kilkunastu piwach :P

Czekanie długie, rozmowy z innymi, oczywiście poprzez łamaną angielszczyznę Mikołaja, ja się nie wyrywałem z moim angolem bo to takie zabawne jak on się męczył i czasy mylił :D
Oczywiście była też poważna rozmowa, jeden z nas miał koncert w Poznaniu i nie mógł długo być, a najlepiej jakby szybko wracał, pozostali też poparli pomysł aby nie zostawać na noc, zwłaszcza, że jest strasznie i nie wiemy czy nie sprzedadzą nas na części :P
Ja nie piłem, jeszcze, wiec powiedziałem, że mogę prowadzić i tak skończyła się moja przygoda z niemieckim piwem, które szybko wyszło i nawet jednego nie mogłem zabrać ze sobą :P No, ale nie musieliśmy zostawać.

Pierwszym zespołem jaki grał był POWER (myspace), fajnie grają, rewelacyjnie wymiatają scenicznie, wokalista manierą podobny do Jacka 'Budynia' Szymkiewicza, ale z większym wykopem. Reszta zespołu też niczego sobie, także chłopaki dali czadu. Muzycznie na moje gusta za ostry wokal no i po niemiecku, chyba, bo hardcore nawet po polsku jest dla mnie niezrozumiały :P tak czy siak, grali świetnie.












Będąc na górze co nazywaliśmy pieszczotliwie backstagem, podzieliliśmy się naszym Bosmanem z Power'ami, hehe, nawet zabrali je na scenę :D Miło patrzeć jak niemiecki zespół pije nasze regionalne :D




Drugi zespół wolę przemilczeć, wciąż coś na scenie im nie pasowało, długo zaczynali i w ogóle szkoda gadać.
No i przyszedł czas na naszych :D











Resztę naszych zobaczysz pod linkiem flickra, czas pokazać jak się bawiła publika :D

Pierwsza piosenka, jeszcze się nikt nie bawi.

To już można nazwać powoli tłumem :D



A tak się bawił POWER robiąc groupie Mikołajowi :P






* ahhh, kocham słabe czerwone i zielone światło w totalnie złych warunkach oświetleniowych.

EDIT: Aha, jeszcze dwie foty z majspejsa POWER. No i teraz Mikołaj nie wyprze się, takich rozwodowych fot nie trzeba tłumaczyć ;)




W skrócie powiem, że ani na Powerach, ani na tym drugim, ani też na kolejnych zespołach nikt nie bawił się tak dobrze jak na naszym rodzimym z Myśliborza :D

No to czas na drogę powrotną, jako, że nie piłem to prowadziłem, Hołek prowadził trasę, ludzie spali. Po wyjeździe z Postdamu okazało się, że Hołek każe skręcić w autostradę w miejscu gdzie nie ma zjazdu, no tak, bo za dobrze by było gdyby powrót poszedł bez problemów. "Hołek ty chuju!" wyprowadziłeś nas w jakieś mega wielkie rondo w mieście obok (na mapie E), dobrze, na upartego jechaliśmy dalej tym rondem wracając na tę drogę którą przyjechaliśmy uparcie olewając komunikaty "zawróć". Udało się, wyjechaliśmy na autobahn na berliner-ring, później 12. W nocy trochę strach i jakoś tak drogi nie znaliśmy, oczywiście drugi wóz jechał tak wolno, że aż wyprzedzały nas autobusy i polskie tiry, oczywiście każdy na nas trąbił, ale dojechawszy do tej telepotliwej drogi czyli na mapie od znazdu z 12 do punktu (J) już wiedzieliśmy, że jedziemy dobrze :D

Później to już tylko powoli bo mgła w stronę granicy i jesteśmy w domu :D oczywiście w nocy wiatraków zobaczyć nie miałem okazji ;/ ale co tam. W Kostrzynie już padł tylko tekst z moich ust "jesteśmy w domu :D od tej pory mandaty płacimy w złotówkach"
Oczywiście głodni szukaliśmy jakiegoś orlena, ja potrzebowałem kawy, więc nie oponowałem. Dojechaliśmy do ronda obok woodstocku bo wiedziałem, że po drugiej stronie woodstocku jest stacja paliw, chyba orlen. Na tym rondzie się rozdzieliliśmy, drugi samochód pojechał prosto do Dębna, a my po kawę. Okazało się, że to jednak Shell i jest zamknięty, w akcie desperacji pojechaliśmy do miasta i tam JEAH, orlen :D, ale w remoncie i nie ma żarcia, a do kawy nie dodali cukru. Zapytaliśmy gdzie tu można zjeść, na szczęście obok był bar Duet i tam :D dostałem cukier, nie mieli jednak nic do jedzenia poza frytkami, wiec zjadliwszy te głupie frytki, do których nawet keczup jest płatny pojechaliśmy do domu :D
Niestety nie popędziliśmy za szybko bo na drodze mgła jak śmietana, wciąż 40-60/h no i baliśmy się, że jakiś pan Wiesiek co pracuje 24/7 i zbiera puszki a rower pcha na podwójnym gazie wlezie nam na drogę bo jak my nie patrzy na drogę a na namalowaną na niej linię, bo tylko ją w tej mgle było widać. Całe szczęście pan Wiesław był, ale dopiero w Dębnie i prowadził się chodnikiem :D

Koniec :P nie chce mi się więcej już opowiadać i pisać. Poniżej tylko jeszcze mapka z powrotnej drogi:

Postdam - Myślibórz

Wyświetl większą mapę


Całość galerii oczywiście na Flickrze : Pół Całego Keczupu - Ojro-Trip